środa, 31 października 2012

Niespodzianek kulinarnych ciąg dalszy, czyli Murgh Makhani

Każdy myśli, ze azjatycka kuchnia jest diabelsko ostra i bardzo bogata w różne dziwne przyprawy. Każdemu chyba zdarzyło się natrafić na takie ostre danie, ze miał wrażenie iż wypaliło mu pól wątroby i dwa kilometry flaków. Ja bardzo lubię jeść na ostro , nie przeszkadza mi papryczka chili na zagryzkę czy orzeszki w sosie wasabi. Sznupek niestety nie podziela mojej pasji. On nie lubi na ostro:) Ostatnio dużo czytam o indyjskiej kuchni, staram się wyłapać różnice w sposobie gotowania i opanować te całe nazewnictwo. No i co się okazało? Kuchnia indyjska to nie tylko ostre sosy, przeładowane imbirem i czosnkiem, to też delikatne śmietanowo jogurtowe curry z ostrą nutą, ktora delikatnie i dyskretnie rozgrzewa od środka.

Dzisiaj w niespodziankach kulinarnych prosto z północnych Indii - delikatny, kremowy, aromatyczny kurczak maślany w curry. Zapraszam:)

Murgh Makhani - kurczak maślany w curry


wtorek, 30 października 2012

Kulinarne niespodzianki, czyli pora na zapiekankę z pora

Sznupek ze względu na swoje święto, został chwilowo zwolniony z jedzenia zielonych, zdrowych i dietetycznych zup. Co wieczór zasiada wygodnie przy stole i dostaje kulinarną niespodziankę, czyli potrawę, której jeszcze nie jadł. Były już śledzie masala i prawie po bretońsku, a wczoraj na stole pojawiła się zapiekanka z porów.

Nowy czołg dla Sznupka, czyli urodzinowy maraton czas zacząć.



Jeden dzień urodzin to stanowczo za mało i stwierdziliśmy ze Sznupkiem, ze kto nam zabroni świętować urodziny przez tydzień, albo przez dwa tygodnie, albo i trzy dni dłużej. Świętujemy urodziny  do momentu, aż nam się znudzi. Zaczynamy delikatnie, od urodzinowych buziaków na dobranoc, małych niespodzianek, romantycznych kolacji, nowych skarpetek. Robimy sobie drobne prezenty w oczekiwaniu na ten duży główny. To znaczy ja robię prezenty Sznupkowi, a on zachęca mnie do kupowania sobie drogich perfum, czy nowych butów. Sznupek prezentów nie robi, bo nie  potrafi  i tego faktu nic nie zmieni. Jakieś 3 lata temu zarządzałam od Sznupka prezentu pod choinkę. Miał to być prezent niespodzianka. Zlitowałam się nad nim i nakierowałam go troszkę, mówiąc, ze portfel potrzebuje nowy. Musielibyście zobaczyć Sznupka minę jak wychodził na zakupy w wigilijny poranek. Wrócił po pięciu godzinach, w jeszcze gorszym stanie niż wychodził. Przysięgam dojrzałam obłęd w jego oczach. Po czym zamknął się w sypialni i nie wychodził przez godzinę. Podejrzewałam, ze pakuje mój prezent niespodziankę, choć odgłosy dochodziły takie, jakby przynajmniej składał szafę z Ikei. Prezent szczęśliwie wylądował pod choinka, a Sznupek z nieszczęśliwą mina zasiadł za stołem. I jak psychopata  wpatrywał się nerwowo w prezenty.


niedziela, 28 października 2012

Śledzie masala i prawie po bretońsku, czyli kombinacje kuchenne

Uwielbiam szukać nowych przepisów, a jeszcze bardziej lubię sama wymyślać. Mieszam, dodaje, kroje, przypalam, gotuje, smaruje, smakuje i czasami coś w koszu ląduje. Jednak od czasu do czasu uda mi się zrobić coś bardzo smacznego i wtedy bardzo chętnie się takimi przepisami z wami dzielę. Wczoraj i dzisiaj dręczyłam śledzie i mam dwa przepisy dla was. Nie wiem, który przepis lepszy, musicie sami zadecydować.

piątek, 26 października 2012

Szkocka jesień w kolorach indyjskiego curry

Już kolejny dzień Szkocja rozpieszcza nas przepiękną pogodą i niesamowitą paletą barw i kolorów. Nie  mogę usiedzieć na miejscu i wyciągnęłam dzisiaj przyjaciół na małą sesje do parku. Aparat pracował, az do wyczerpania baterii. Uwielbiam robic zdjęcia małemu Philipowi i jego mamie, tata Philipa to inna historia. Na widok aparatu przyjmuje dziwne pozy,dostaje ADHD, garbi się, prostuje, wierci, macha nogą, dostaje szczęko ścisku i marszczy czoło. No nie idzie w żaden sposób zrobić mu nawet pół porządnego zdjęcia, a wydaje się być w miarę fotogeniczny.

No, ale miało być o jesieni.W tym roku mamy jesień w kolorach indyjskiego curry. Czerwona jak chili, żółta jak kurkuma i  miejscami wciąż zielona jak świeża kolendra. Przynajmniej miałam takie wrażenie, spacerując ścieżkami Parku Królowej Wiktorii.


środa, 24 października 2012

Małe wielkie kino, czyli co ogladaja Sznupkowie?

W tej naszej blogowej podróży życia za mało czasu poświęcamy na recenzję filmowe. A trzeba to dobitnie powiedzieć, Sznupkowie to kinomaniami okrutne. Uwielbiamy oglądać filmy w kinie i w domu, na leżąco, na siedząco, pod kołdrą lub pod kocem. Często robimy sobie całodniowe maratony filmowe. Lubimy o filmach dyskutować i uwielbiamy się z bohaterami filmowymi identyfikować. Tak więc, w zależności od repertuaru w kinach, jesteśmy Shrekiem i Fioną, Glorią i Melmanem lub Panem i Panią Smith:)

wtorek, 23 października 2012

Szkocki zaklinacz gołębi , czyli co słychać na dzielnicy?

Z jesienią jest jak z kobietą, ma wiele oblicz, wiele twarzy. Jednego dnia może być szara i bura, jak nieszczęśliwa kobieta, zmęczona i rozczarowana życiem, bez makijażu i w byle jakich włosach. Drugiego dnia może maltretować nas deszczem i mroźnym wiatrem, jak wściekła, złośliwa  kobieta, której dobry humor od rana popsuł niepoprawny mąż, marudne dziecko lub zrzędliwa sąsiadka. A już następnego poranka może być złota, kolorowa, ciepła i zachwycająca. Jak  kobieta w pełnym rozkwicie,w pełni szczęścia, zadbana, wymalowana, z rozwianym włosem i cudnym, ciepłym uśmiechem - kobieta kochanka, rozgrzewająca serce swojego mężczyzny, lub kobieta matka czule tuląca swoje dziecko do piersi. Takiej jesieni nie można się oprzeć, takiej jesieni trzeba wyjść na spotkanie.






poniedziałek, 22 października 2012

Poniedziałek, czyli leniwie, przyjemnie i na zielono

Dzisiaj złamałam reguły Dnia Lenia, nie było błogiego lenistwa przez cały dzień. Musiałam trochę ogarnąć kuchnie i zrobić jakiś obiad. Jako, że postanowiłam trochę zmienić Sznupkową dietę, nie mogłam pozwolić, żeby na obiad jadł kiełbasę z musztardą. Zrobiłam dla nas zdrową zupę groszkowo - selerową. Ależ się Sznupek ucieszył jak wrócił z pracy:)

- Zjesz teraz zupę?
- No zjem, a jaka?
- Niespodzianka
- Smacznego!
- Ooooo zielona!
- Co to za zupa Kochanie?
- Groszkowo - selerowa.Jedz! Zdrowa, lubisz przecież.
- Lubię?
- Lubisz.

Sznupek do zupy podchodził jak do wroga, mieszał, przelewał z prawa na lewo, oglądał każdy listek pietruszki. Mimo niepewnej miny wylizał talerz do czysta i wziął sobie dolewkę.

- I co? Smakowała?
- No pyszna Sznupciu!
- No widzisz! Mozna się tym najeść.
- Oczywiście, ze mozna, a o której kolacja?

Dla tych co lubią delikatne zupy i lubią kolor zielony, zostawiam przepis. Zupa ta, to  bomba witaminowa i eksplozja smakowa.

Zupa groszkowo - selerowa



sobota, 20 października 2012

Jak wytłumaczyć chłopu, że się starzeje - no jak?



Poniedziałkowy wieczór..... 

 19.00

- Sznupciu?
- To co na kolacje?
- Curry
- To sobie nałożę

22.00

- Sznupciu?
- A dokładkę mogę tego curry?
- Skoro musisz, to sobie dołóż
- To sobie dołożę

piątek, 19 października 2012

Wspomnienia z podrózy - Aruba

W takie jesienne zimowe wieczory zawsze bierze nas na wspominki i oglądamy zdjęcia z wakacji. Oglądając zdjęcia z Aruby, Sznupek zapytal mnie, dlaczego nie opowiedziałąm na blogu o Arubie i Stefanie? Stefan to nasz arubiański przyjaciel za którym bardzo tęsknimy i mamy nadzieję, ze Stefan też miło nas wspomina. Więc szybko naprawiam błąd i opowiadam Wam o Arubie:)

Jest taka maleńka wyspa na Antylach Holenderskich - nazywa się Aruba. Piękne plaże, słońce przez cały rok, mili ludzie, spokój i cisza. Raj do wychowywania dzieci, wymarzone miejsce na spokojną emeryturę. Karaiby po holendersku bardzo przypadły nam do gustu. Spędziliśmy tam przepiękne dwa tygodnie.  

Na Arubie widzieliśmy najpiękniej kwitnące kaktusy



 

środa, 17 października 2012

Kolorowa i zdrowa sałatka tuńczykowa , czyli jak oszukać żołądek i przechytrzyć mózg?

Nie wiem jak wy, ale jak widzę te małe dietetyczne porcje to od razu jestem podwójnie głodna. Albo te zapychające śniadanka typu jajko na twardo, sucharek i kawa bez mleka. Dla mnie to jest gotowy przepis na zły humor i wrzody żołądka. Przerabiałam to już nie  raz, te wszystkie cudowne diety, wyszczuplające kremy i tabletki. Nie wspomnę o zabójczych produktach z magicznym słowem "light". Odtłuszczone serki czy soki ananasowe bez cukru. Kto to widział? Ja juz nie daje się nabrać na takie numery. Na mnie to nie działa.
Ja muszę mieć porządną porcje, ja muszę jeść ze smakiem, bo jeść lubię i już. Nie dla mnie liść sałaty na obiad i szklanka wody na kolacje. Dlatego lubię wszelkie sałatki - dużo, kolorowo i zdrowo. Mogę sobie nałozyć wielka porcje i zajadać ze smakiem, delektować się przez pół godziny. Mało kalorii, a duzo radości. Będę co jakiś czas zamieszczać przepisy na takie zdrowe sałatki, może komuś się przyda.


niedziela, 14 października 2012

Gdzie papugi jeżdżą na wakacje? Do Szkocji oczywiście.

Wczoraj moja koleżanka wróciła z urlopu. Pięknie opalona i zachwycona Majorką, no ale nie o jej urlopie tu miało być. Koleżanka ma dwie rozkoszne papugi Ary, szalone i rozkrzyczane, szalejące po całym domu, kąpiące się w zlewie i gadające halooo, halooo.

  

sobota, 13 października 2012

Rick Astley i rozmyśłania przy porannej kawie

W sobotnie poranki lubię sobie pooglądać telewizje śniadaniową na BBC1. Takie moje pięć minut radości przed wyjściem do pracy. No dobra może więcej niż pięć minut, ale kto by czas liczył.
No i oglądam sobie i kogo widze? Rick Astley! Pamiętacie go? Musicie pamietać.




piątek, 12 października 2012

Pieczona dynia z estragonem i zupa jak jesienny liść

Nie mam pojęcia jak nazwać tę zupę? Jak napisze, że dyniowa, to obrażą się papryki, jak nazwę ją dyniowo - paprykowa to marchewka strzeli focha, jak zatytułuje ją dyniowo-paprykowo-marchewkową to brukiew mi tego nie wybaczy. Może wy macie jakiś pomysł na nazwę tej zupy? Dla mnie wygląda jak jesienny liść, a smakuje jak wspomnienie lata. Rozgrzewa i otula w cieplutki koc.

Zainspirowała mnie moja mama, która pochwaliła mi się swoimi kulinarnymi popisami. Zrobiła zupę z dyni i dodała marchewkę i paprykę. Zabrzmiało smacznie, więc ja dołożyłam do tego jeszcze brukiew i świeży estragon i jeszcze parę innych dodatków. Zapraszam.

Zupa jak jesienny liść


czwartek, 11 października 2012

Szkocki taniec ludowy - lekarstwem na starość

Pisałam juz kiedyś o tym jak bardzo Szkoci sa dumni ze swojego kraju. Gdyby duma narodowa była mierzona w sztabach złota, pewnie bylibyśmy bogatsi niż Arabia Saudyjska. Wszystko co szkockie jest najlepsze i niech żaden Anglik nie śmie podważać tego faktu. Ktoś zapyta, a pogoda? No cóż, jak to się mówi u nas - przecież nie mozna mieć wszystkiego:)



wtorek, 9 października 2012

Buraczkowo - paprykowa na żeberkach

Wpadam na chwilę, podzielić się przepisem na zupkę. Mówiłam już kiedyś, że lubię buraki?:)


Buraczkowa z papryką na żeberkach




poniedziałek, 8 października 2012

Dzien Lenia, czyli dietetycznie, zdrowo, radośnie i kolorowo

Pamiętacie o Międzynarodowym Dniu Lenia? W każdy poniedziałek obowiązkowo leniuchujemy i obowiązkowo poświęcamy czas sobie. Choć przez chwile, choć troszeczkę. Pranie można zrobić we wtorek, dzieci podrzucić do teściowej, mężowi załatwić nadgodziny. Wszystko można jak się chce, podobno.

Uwielbiam poniedziałkowy poranek, przeciągam się długo w łózku i czekam tylko na charakterystyczny odgłos zamykanych drzwi. To znak dla mnie, że Sznupek wyszedł do pracy. Czekam jeszcze chwile i z radosnymi okrzykami wyskakuje z łóżka i biegnę pod prysznic. Mogę się tak prysznicować nawet godzinę, dlaczego nie? Przecież nigdzie mi się nie śpieszy, nikt na mnie nie czeka, nikt mnie nie pogania. Później kawa i szybkie pierwsze śniadanie. Z błogim uśmiechem zasiadam na sofie i jednocześnie oglądam telewizje, czytam ksiązkę, serfuje po necie. Nie mogę się nacieszyć Dniem Lenia. Nawet się trochę pogimnastykuje. Tak troszeczkę, zeby się nie spocić, macham sobie nóżką leżąc na boku na sofie.

Wklepie sobie jakiś krem, wyreguluje brwi, zaplanuje podróż dookoła świata, obejrzę z dwa seriale i już jest czas na drugie śniadanie. Dlaczego posiłek o 14.00 nazywam drugim śniadaniem? Bo wciąż jestem w piżamie, a obiadu nie wypada jeść w piżamie, prawda? W Dzień Lenia gotuje tylko dla siebie. Sznupek musi radzić sobie sam. Ja odżywiam się zdrowo i kolorowo. Bo co jak co, ale dieta obowiązuje nawet w poniedziałek.

Lubicie buraki? Ja uwielbiam, jem jak jabłka, takie ugotowane. Jak robię barszcz to nie umiem się opamiętać i wyjadam takie gorące prosto z garnka. Buraki to magazyn wielu witamin, poprawiają naszą odporność, dodają nam wigoru i poprawiają nastrój. Tak sobie teraz myślę, ze ja dzięki burakom jestem taka szczęsliwa, a myślałam, że to za sprawą Sznupka?

Ja tutaj u siebie kupuje gotowane buraki, bo dostać surowe graniczy z cudem. Jednak muszę przyznać, ze się sprawdzają, bo barszcz mozna na nich ugotować i surówki wychodzą bezbłędne. A jedliście kiedyś buraki na śniadanie?


Buraczkowy twarożek - porcja dla 3-4 osób

250 g pół tłustego twarogu
4 średnie ugotowane buraki
1 czerwona cebula
4 łyżki jogurtu naturalnego
1/2 łyżki cukru
1 łyżka soku z cytryny
sól, pieprz

Kroimy ugotowane buraki (w skorkach) w kostkę, cebule szatkujemy drobno. Dodajemy cukier i sok z cytryny. Odstawiamy na chwile, az się wytrąci trochę buraczanego soku. Następnie dodajemy twaróg i jogurt. Solimy i pieprzymy do smaku. To wszystko! Można podawać na śniadanie z tostami, mozna zawijać w tortille. Dla mnie lekki orgazm kulinarny. Polecam i miłego leniwego poniedziałku życzę.

                  


piątek, 5 października 2012

Zakręcone szaszłyki , fusiel ze słodkich ziemniaków i pietruszkowo cytrynowy sos.

Kupiłam sobie nowe garnki, patelnie i czarną zastawę obiadową, wiecie takie kwadratowe matowe - jednym słowem "elegancja francja". Skoro nowa zastawa to i na obiad musi być coś wystrzałowego. Nie wiem od czego zacząć, więc może po kolei. Zakręcane szaszłyki widziałam gdzieś w jakiejś gazecie i muszę przyznać, że moje wyglądają o niebo lepiej. A co? Dzisiaj będę elegancko nieskromna, człowiek jak tak się sam pochwali, poklepie po ramieniu to od razu lepiej się czuje. Spróbujcie, najlepiej przed lusterkiem.
No, ale miało dzisiaj być o gotowaniu. Zaczynamy od sosu - dressingu, przepis dostałam w Rzymie i jem go codziennie. Dzisiaj  pokroiłam pomidora w plastry, pokruszyłam na to twaróg i polałam sosem. Niebo w gębie,a do tego zdrowo i dietetycznie.



czwartek, 4 października 2012

Angels' Share, czyli szkockie kino w najlepszym wydaniu.

Jakiś rok temu byliśmy ze Sznupkiem w destylarni whisky w małej wiosce w szkockich górach. Pani, która nas oprowadzała opowiadała nam, że  podczas leżakowania, z beczek ulatnia się  jakieś 2% tego złotego napoju bogów, które idzie prosto do nieba. Nazywa się to "angels share", czyli działka dla aniołów. Zapłata za anielski smak i boski aromat. My swoją działke tez zakupiliśmy.








środa, 3 października 2012

Jak pokonać jesiennego leniucha?

Najgorszy z nieproszonych gości. Czasami nazywany jesienna chandra, czasami powakacyjnym dołem. Ja nazywam go Jesiennym Leniuchem. Siedzi tak u u nas juz chyba trzeci dzień, wyjada co najlepsze w lodówce, bałagani  w łazience, śpi do południa i jeszcze przyprowadził ze sobą koleżankę Jesienna Grypę.

 Bawią się u nas doskonale, czują się jak na darmowych wakacjach w 5* hotelu. Długo walczyłam z tym wstrętnym Jesiennym Leniuchem, ale jakoś mi się udawało go przechytrzyć, miałam w sobie zapasy powakacyjnej energii. To wziął i napuścił na mnie swoją koleżankę, a ta jednym sprawnym ruchem powaliłam mnie do łózka z gorączka, bólem gardła i katarem. Sznupek jakoś jeszcze się trzyma, ale humor mu się gdzieś zawieruszył i chęć do grania na komputerze też. Na jesienna grypę zaopatrzyłam się w imbir, herbatki, limonki, miód i jakieś inne specyfiki. Wiem, że wredoty się pozbędę za parę dni, ale jak się pozbyć Jesiennego Leniucha? Macie jakieś swoje sposoby? Potrzebuje rady szybko, bo za dwa dni skoncza się Sznupkowi czyste koszulki, łazienka zarośnie brudem, a w zlewie nie upcham juz następnego talerza.






Jesień za oknami, a w sercu wciąż wspomnienie minionego lata...echhhh