piątek, 31 maja 2013

Grillowanie na ostro przy wędrującej żarówce, czyli idealny przepis na kiełbaski curry

Tak, tak mamy w domu wędrującą żarówkę! A gdzie żarówka sobie wędruje? A tam gdzie ją Sznupek wkręci. A dlaczego żarówka musi wędrować? Bo mamy w domu jedną żarówkę, na cały salon i przedpokój. A dlaczego mamy jedną żarówkę? Bo mieszkam ze śmierdzącym leniem, który przeszedł sam siebie i wszystkie szczyty lenistwa.



************

- Sznupek? Dlaczego na przedpokoju nie ma światła?
- A po co ci światło w przedpokoju?
- A po to, żeby się w lusterku przejrzeć
- Oj musiałem wkręcić do kinkietu na ścianie, bo się spaliła
- To weź żarówkę z żyrandola i tak nie świecimy tego światła
- Z żyrandola?
- No coś taki zdziwiony, że mamy żyrandol?
- No wiem, że mamy, ale już kiedyś wziąłem, bo jak sama wspomniałaś nie używamy
- No to weź z tego kinkietu nad telewizorem i przełóż
- Już tez kiedyś wziąłem, jak się spaliła ta z żyrandola
- Czyli co? Nie mamy żarówek?
- No nie denerwuj się, jutro pójdę i kupię, przecież nic się nie stało
- Jak nic się nie stało, mamy ciemno na przedpokoju
- Oj przecież mamy lusterko w łazience, tam się możesz przejrzeć
- No i jakimś cudem mamy tam światło, w kuchni też mamy jeszcze światło, no nie wiem jak ci dziękować!
- O! Dobrze, że mi przypomniałaś, musimy dokupić jedną halogenową, bo brakuje w łazience przy prysznicu
- Jak to brakuje?
- No musiałem przełożyć do kuchni
- #$%^&^&*(*&(
- Sznupciu, no nie denerwuj się, jutro kupię cały karton nowych żarówek




************

Nie wspominam o tym bez powodu, jakoś muszę wyjaśnić słabą jakość zdjęć, teraz już wiecie, że światło miałam słabe. Rozpoczęliście już sezon grillowy w ogródkach, na działkach? My nie mieliśmy jeszcze okazji i nie wiem czy będziemy mieli, bo przecież z tą  pogodą to szału można dostać. Jednak tak mi ten pomysł chodził po głowie, że nie mam zamiaru czekać na okazje, żeby wypróbować marynatę curry, która świetnie nadaje się do kiełbas, kurczaków, czy burgerów. Marynata zwyczajnie przeszła moje oczekiwania. No to buchhhhh ogień w ruchhhhh.....

Pieczona Kiełbasa Curry - Idealna na Grilla


poniedziałek, 27 maja 2013

Kapuściane risotto z boczkiem i kiełbasą, czyli w oczekiwaniu na wene

Od pewnego czasu zacięłam się kulinarnie. Serio! Niby coś tam gotuje, niby coś tam pichcę, ale wszystko jakoś tak na szybko, byle jak. Już nawet Sznupek zaczął mnie delikatnie podpytywać, kiedy zacznę zdjęcia przy obiedzie robić, bo mu tego pstrykania brakuje i jakoś trawienie gorsze z tego powodu.  

Ale to chyba tak z "artystami" jest, jak weny brak, to zamierają w oczekiwaniu i natchnienia szukają. Nie tam żebym zaraz za jakąś artystkę sie miała, ale czekałam i ja na ten powiew weny. Głupot nie zamierzałam robić, ucha tez sobie nie obcięłam, jak taki jeden zwariowany malarz, mistrz artysta:) Czekałam i się doczekałam. Natchnęła mnie młoda kapusta i zalegające u mnie kilogramy ryżu. Niby ryż nie śmietana i może sobie poleżeć, ale mnie się od tego ryżu to już szuflady urywają, no i koniecznie, koooniecznie musiałam zrobić miejsce na te kilogramy kuskusa, co sobie z Maroka przywiozłam. Pewnie po marokańsku zacznę gotować jak mnie jeszcze trochę bardziej natchnie, na razie nie mam pomysła :)

No dobra, rozgadałam się, a w brzuchach burczy, prawda? Wymyśliłam sobie, że młoda kapusta będzie dobrze smakowała z ryżem i miałam racje. Rewelacyjne połączenie! Polecam, robi się szybko, w jednym garnku i będzie smakowało każdemu niejadkowi.

Kapuściane risotto z boczkiem i kiełbasą



Składniki:

1 mała młoda kapusta
150g wędzonego boczku
1 kiełbasa (u mnie toruńska)
1 cebula
świeży koperek

Szklanka ryżu
Szklanka wody
1/2 szklanka mleka
masło
2 liście laurowe
czosnek
majeranek
sól
pieprz
mielona kolendra
ocet winny
cukier

Do rozgrzanego garnka lub na patelnie wkładamy drobno posiekany boczek, cebulę i kiełbasę. Podsmażamy na złoty kolor. Ja miałam dosyć tłusty boczek, więc nie dodawałam już tłuszczu, wy zrobicie wedle uznania. Następnie dodajemy poszatkowaną drobno kapustę, garść posiekanego koperku i przyprawy - 2 liście laurowe, majeranek, odrobinę czosnku, łyżeczkę mielonej kolendry, sporo pieprzu. Mieszamy dokładni i podsmażamy wszystko razem.



 Po 10 minutach dodajemy odrobinę wody, odrobinę cukru i trochę octu winnego i dusimy kapustę pod przykryciem, aż będzie prawie miękka. Dodajemy szklankę ryżu surowego, 2 łyżki masła i mieszamy dokładnie. Zalewamy to jedną szklanką przegotowanej wody i połową szklanki mleka.Ktos zapyta, po co to mleko? Po to,żeby ryż oddał ten swój aksamitny kleik, ale przy tym zachował swoje kształty, bo nie lubię bryji. Gotując ryż od pewnego czasu dodaje odrobinę mleka i jest o wiele lepszy. Przykrywamy i dusimy, aż ryż wciągnie całą wodę, myślę, że jakieś 10-15 minut. Jeżeli ryż jest jeszcze twardy, dolewamy trochę wody i dusimy kolejne parę minut. Na sam koniec po wyłączeniu gazu dodajemy ponownie garść koperku i  pieprzu tak od serca. Najlepiej smakuje po drugim odgrzaniu :)

       

                

niedziela, 26 maja 2013

CyckoMania w pracy, czyli jak zostałam ambasadorem

No to będzie o cyckach. Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale o cyckach potrafię mówić dużo i często, co nie powinno w sumie nikogo dziwić, bo przeciez cycki to bardzo wdzięczny temat do rozmów i kto powiedział, że zarezerwowany tylko dla panów. Bo co taki facet może wiedzieć o cyckach? Ja o cyckach wiem dużo, bo jakby nie patrzeć to nosze je przed sobą od wielu lat i mam zamiar je jeszcze trochę ponosić, na ile dobre aniołki i grawitacja pozwoli. Ktoś mi kiedyś zwrócił uwagę, ze cycki to ma krowa, a kobieta ma piersi. No więc nie zgadzam się! Cycki brzmi dumnie, piersi to my ze Sznupkiem jemy często na obiad i pochodzą od kurczaka, a krowa ma wymiona. Więc jeżeli komuś nie podoba się nazwa cycki, to może już w tej chwili zaprzestać czytania, bo w dniu dzisiejszym cycek będzie cycka poganiał.



Żeby nie było, ze ja tylko taka odważna w "sieci" jestem, o co to nie! W realu cycki nosze dumnie i dużo o nich mówię. Do historii przeszły już moje powiedzonka "ręce i cycki opadają","urobić się po same cycki","ręce w górę, cycki w dół", czy "cycki w ogniu", nie  dziwią też okrzyki z damskiej przebierali "pokaż cycki kobieto!". Wczoraj na przykład dowiedziałam się w pracy, że jestem "Cyckobasadorką", czyli "ambasadorką od cycków". Zaszczytny tytuł nieprawdaż?

Mam koleżankę, nazwijmy ją po szkocku McTereską, a wiec McTereska ma bardzo pokaźny biust, ale zawsze gdzieś go poupycha w przymały, niedopasowany stanik, czy obszerne swetry, w ogóle nie dba o ten swój skarb największy. Mówię do niej - no weź się kobieto opanuj i uwolnij trochę te cycki, co je tak ściskasz jakbyś się ich wstydziła. Bo cycki kochana są jak biżuteria, trzeba je światu pokazywać i nie mówię tu o dekoltach do kolan, bo cycki można wyeksponować nawet w swetrze z owczej wełny. Sekretem jest dobrej jakości biustonosz i trochę fantazji. Tak tez powtarzałam tej mojej McTeresce do znudzenia, że jak zainwestuje w dobry biustonosz w soczystym kolorze, to jej życie ulegnie zmianie.




I co wczoraj widzę? Wchodzi do pracy McTereska, wyprostowana jak struna w pięknej dopasowanej bluzce z migającymi cekinami na przodzie, ledwie dziewczynę poznałam!

- Kupiłam!
- Co kupiłaś?
- Porządny biustonosz z żelowymi wkładkami i wspomagającymi ramiączkami!
- No Kochana! Jestem z ciebie dumna! A jaki kolor?
- Różowy, tak jak kazałaś. Fortunę zapłaciłam!
- Żałujesz?
- No co Ty! Tak jak mówiłaś, nie mogę przestać się macać, takie fajne te moje cycki teraz są!
- Bo są fajne!

Ja kupuję biustonosze na potęgę! Mogę mieć jedną parę butów i dwie pary majtek, ale staniki muszą wysypywać się z szuflady. Za każdym razem jak zakładam nowy stanik to mam wrażenie, że głębiej oddycham i jakoś tak bezwiednie sama się do siebie uśmiecham. Mogę wyjść z domu bez makijażu, ale muszę mieć pewność, że cycki wyglądają dobrze i jest im wygodnie. Lubię jak cycki są widoczne, ale nie koniecznie muszę nimi wybijać oczy przychodniom, czasami wystarczy niedopięty guzik, czy wystające różowe ramiączko, albo wisiorek, który się kończy tam, gdzie zaczynają się cycki. No ale, nie o mnie miało być, tylko o koleżance.


    
Oczywiście McTereska pokazała swój nowy nabytek wszystkim koleżankom, a nasi panowie kręcili się nerwowo i próbowali dyskretnie McTeresce zajrzeć w dekolt, bo nie dało się ukryć, że kryje się tam coś pięknego. McTeresce nie schodził uśmiech z twarzy. Druga koleżanka, nazwijmy ją po szkocku McDorotka, stwierdziła, że ją tez dopadła cycko mania i to wszystko przeze mnie, bo ciągle o cyckach gadam. Przyznała się, że już dwa razy kupiła bluzkę z większym dekoltem niż zazwyczaj i krzyczy na córkę, że jak się nie przestanie garbić to za 10 lat będzie się o cycki potykała. Sama tego nie wymyśliłam- powiedziała - Sznupcia mnie nauczyła - nasza Cyckobasadorka!



Tak nam się dobrze rozmawiało, że nie zauważyłyśmy kiedy minęła przerwa, o czym przypomniał nam kolega, krzycząc z korytarza ze śmiechem - no dobra Dziewczyny! Koniec zabawy, bierzcie cycki w dłonie i do roboty! Co też ochoczo uczyniłyśmy, bo jak sobie człowiek pogada o cyckach, to od razu świat wygląda bardziej kolorowo i jakoś energii więcej.






Kochane Kobietki dbajmy o nasze cycki, małe czy duże, nie ważne, bo wszystkie są piękne! Nie ukrywajmy ich przed światem, dajmy im oddychać, dajmy im się wygrzać w słońcu, bo .....




   

    

               
                         

środa, 22 maja 2013

Jak doprowadzić Sznupka do zadyszki i palpitacji serca, czyli co u Sznupków w sypialni słychać?

Wiecie , że w poniedziałkowy Dzień Lenia nic nie robię? Oczywiście, że wiecie. Zalegam na sofie i się relaksuje, żadnego sprzątania, żadnego gotowania, żadnych zakupów. W ten poniedziałek nie było inaczej. Sznupek w pracy do 15.00, więc dla mnie pełnia szczęścia. Obudziłam się koło 9.00, długo się jeszcze w łóżku przeciągałam, po czym pościeliłam łóżko po japońsku, czyli "jakotako" i tyle mnie w sypialni widzieli.

Obejrzałam kilka odcinków "Wszyscy kochają Raymonda", wypiłam z dwie kawy pod rząd. Nadrobiłam zaległości "netowe" i nie wiedzieć kiedy Sznupek wrócił z pracy. Ale jak wrócił!? Wpadł do domu, rzucił kluczami, blady na twarzy i zasapany. Matko Jedyna okradli go! Albo coś gorszego się stało - pomyślałam.

- Sznupcia! Wszystko w porządku?!
- W porządku, a co ty tak sapiesz? Stało się coś?
- Dzwonie cały dzień do domu, a ty nie odbierasz! Gdzie masz telefon?
- Nic nie słyszałam, żeby dzwonił, pewnie gdzieś pod kołdrą leży
- Przecież wiesz, że zawsze dzwonie, nie mogłaś zabrać telefonu do salonu?
- No nie wiem, relaksowałam się w ciszy i spokoju, zapomniałam, no nie wiem
- Ja już z pracy się chciałem zwolnić, bo bałem się że coś Ci się stało
- Oj Sznupek, no co mi się mogło stać w Dzień Lenia. W najgorszym wypadku spadłabym z sofy i poobijała cycki.
- Łatwo ci się śmiać, a ja sobie już najgorsze wyobrażałem! Przecież ja bym umarł bez ciebie!
- No już dobrze, już mnie tak nie ściskaj, bo mnie udusisz!

Odszukałam ten nieszczęsny telefon i tak jak myślałam zakopał się gdzieś między poduszki i materac. Faktycznie się ten Sznupek nadzwonił, dwanaście nieodebranych połączeń. Przez resztę dnia chyba z dziesięć razy jeszcze słyszałam - prawie zawału serca przez ciebie dostałem!

Musiałąm to jakoś Sznupkowi wynagrodzić, więc mimo Dnia Lenia, zebrałam się w sobie i ugotowałam szybko obiad i to nie byle co, bo sos pieczarkowy na białym winie i z wędzonym bekonem. Wydawało się, że nieszczęsny incydent z telefonem poszedł w zapomnienie. Sznupek dobrym obiadem udobruchany nie musiał jeść konia w puszce.

Wczoraj ogłosiłam wielkie sprzątanie  od samego rana. Nooo ogłaszać to ja sobie mogłam, bo Sznupek jakoś nie za bardzo przyjął to do wiadomości. Ledwie oczy otworzył, a już przy komputerze siedział i kompletnie odpłynął w świat czołgów i samolotów. Normalnie, aż mnie się jelita gotują, jak to widzę.


- Sznupek! Sznupek!!!
- Tak?
- Czy dla ciebie nie ma nic ważniejszego niż ten komputer? Mieliśmy rano posprzątać, żeby popołudnie mieć wolne 
- Ależ posprzątamy, posprzątamy, tylko daj mi się chwile zrelaksować, ciężki dzień wczoraj miałem
- Jak to ciężki?
- No przez ciebie, wiesz ile mnie nerwów kosztowałaś, jeszcze mnie trzyma
- No to się relaksuj, może cię puści Kochanie


Oczywiście za sprzątanie wzięłam się sama, bo co innego mogłam w takiej sytuacji zrobić? Jeszcze mi chłop na zawał zejdzie. Niech się biedaczysko relaksuje. Musiał się na prawdę zdenerwować, bo ten nerw cały dzień go trzymał. I tak do samego późnego wieczora.


- Sznupek, Ty to byś umarł bez tego komputera
- No nie przesadzaj Sznupcia
- Cały dzień siedzisz przed tym komputerem, nawet się nie zainteresujesz tym co ja robię!
- Ja się nie interesuje? Ja?  A kto wczoraj dwanaście razy do ciebie dzwonił i prawie zawału dostał, bo nie odbierałaś? Jeszcze mam palpitacje serca jak o tym pomyślę. W życiu tak do domu szybko nie biegłem, dobrze, że sobei nóg nie połamałem!

No i co ja mam biedna zrobić? Tak mi się chłop zestresował, że cholera wie kiedy mu odpuści. Niech się biedaczysko relaksuje, przeszkadzać mu nie będę, bo przecież to z mojej winy wszystko....:) I faktycznie co by to było jakby sobie te nogi połamał? Aż strach pomyśleć....   

() () () () () () () () 


P.S Podoba sie Wam tytuł dzisiejszego posta?..:-D


          
            


    

poniedziałek, 20 maja 2013

Poznań oczami pewnego Szkota, czyli czy u fryzjera biją?



Kolega Szkot wrócił z Poznania. To była jego pierwsza wizyta w Polsce, to i dużo miał do opowiedzenia. Zasiedliśmy sobie przy pysznej herbacie z mlekiem i zaczęliśmy pogawędkę...

- No i jak Ci się podobał Poznań?
- Oj bardzo mi się podobał! Bardzo ładne i czyste miasto.
- Zobaczyłeś coś po za hotelem i pubami z piwem - hahahaha

Śmiać się szybko przestałam, bo kolega w Poznaniu widział przez trzy dni więcej, niż ja podczas wielu wizyt u rodziny i znajomych. Najbardziej znam Dworzec Główny:) No, ale nie o mnie miało być tylko o koledze.



- A wiesz najbardziej to mi się Katedra podobała położona na takiej wyspie. Widziałaś, byłaś w środku?
- Noo widziałam z daleka...chyba
- I Stary Rynek z Ratuszem i te Koziołki
- Ooo Koziołki widziałam jak się bodą!



Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała o doznania smakowo-kulinarne. Zresztą co tu gadać, odpowiedź znałam.



- Jedzenie? Dobre! Objadałem się "szaszawik"
- Szaszawik?
- No takie ostre mięso grillowane chyba, albo pieczone, na szpikulcu.
- Aaaa szaszłyk?
- No przecież mówię "szaszik"
- Piwo tanie, jedzenie tanie, tylko kurna herbatę macie drogą.
- Herbatę?
- No zamówiłem w barze herbatę. Zapłaciłem za jedną szklankę 20zl i jeszcze mleka nie dali
- Ooo to chyba jakaś cudna herbata była, że tyle zapłaciłeś
- Aaa czyli mówisz, że mnie skroili, tak?
- I to tak cudownie:)  Gdzie indziej też tyle płaciłeś?
- Więcej już nie zamawiałem, piwo było tańsze:)
- I jadłem jeszcze takie białe kulki z gulaszem, też dobre, ale nazwy nie pamiętam, ale mówili, że regionalny     przysmak



Ucieszył mnie fakt, ze koledze w Polsce wszystko się podobało i wszystko smakowało, poleciłam mu na przyszłość wypad do Krakowa i w polskie góry.

- Ale wiesz co? Musze się Ciebie coś zapytać
- No pytaj
- Dlaczego w Poznaniu wszyscy mężczyźni golą głowy na przysłowiową zapałkę?
- Hmm...
- Serio, na początku myślałem, ze na zlot skinheadów trafiłem, ale ubiór nie ten. Młody, stary, wszyscy noszą się tak samo - na zapałkę, albo totalnie wygoleni.
- A to nie tylko w Poznaniu, to takie narodowe zboczenie chyba
- Ale dlaczego? To tradycja jakaś?
- No wiesz, nie wiem, może dla wygody? Sama się nad tym zastanawiam od wielu lat
- To może u was usługi fryzjerskie są drogie, albo u tego fryzjera brzytwy latają i krew się leje?
- No właśnie nie, fryzjerów mamy dobrych i pewnie za ścięcie zapłaciłbyś mniej, niż za dwie herbaty
- To ja nie rozumiem!
- Wyobraź sobie, że ja też nie, jak poznałam Sznupka to też się golił maszynką
- No nie, Sznupek tez?




Właśnie Kochani Panowie? Co Wy o tym myślicie? Skąd takie zamiłowanie Polaków do golenia głowy na zapałkę? Pamiętam moje pierwsze dni w Londynie i oczarowanie tamtejszymi mężczyznami, każdy miał inną fryzurę, zadbane włosy o różnej długości i stylizacji.  

          

         

sobota, 18 maja 2013

Marrakesz w kalejdoskopie, czyli przewodnik leniwego turysty

Bo tak na prawdę, to ja jestem takim sobie leniwym turystą, a Sznupek jest turystą z przymusu. Więc te nasze oglądanie świata jest takie powolne, nieśpieszne i całkowicie pozbawione planu. Nie umiemy biegać w grupie i zwiedzać każdy zabytek i atrakcje zaznaczoną na mapie miasta, nie lubimy też słuchać długich i czasami nudnych opowieści przewodnika. Ja wole sama szukać atrakcji, a Sznupek lubi poopowiadać i całkiem dobrze mu to wychodzi, jak na turystę z przymusu. Minusem leniwego podróżowania jest to, że wiele atrakcji przechodzi nam koło nosa, wiele ciekawych opowieści omija nasze uszy. Plusem takiego podróżowania jest to, że zawsze mamy czas i ochotę (przynajmniej ja) żeby zajrzeć w każdą w pustą uliczkę , otworzyć kazde uchylone drzwi,  przysiąść na ławce i posłuchać odgłosów "innego świata". Mieć czas, na to żeby sobie powzdychać i pokichać w spokoju.

    







Marokańskie słońce może zmęczyć każdego. A do hotelu zostało jeszcze parę kroków. Nie wiem dlaczego, ale to jest ulubione zdjęcie Sznupka?




czwartek, 16 maja 2013

No niech mnie ktoś kopnie w ..., lub wytarmosi za..., albo zabierze do Ogrodu Majorelle!

No właśnie, co poeta miał na myśli? W co kopnąć i za co wytarmosić, no kto wie, kto wie? Tyle chciałam Wam napisać po powrocie, tyle miałam jeszcze w sobie energii twórczej. Miało być tak pięknie i kolorowo na Blogu. Miało, ale nie będzie, bo mnie taka cholerna niemoc twórcza dopadła, że nie mam siły na nic. Siedzę na sofie jak taka zwiędnięta botwina i się użalam nad sobą.













Dopadła mnie powakacyjna depresja! Nie mogę uwierzyć, że jeszcze parę dni temu ganiałam po mieście w klapeczkach,gorące afrykańskie słońce muskało mnie po twarzy, piłam soczek z pomarańczy, jadłam soczyste brzoskwinie i banany z targowiska, moczyłam kopytka w zimnych wodach spływających z gór Atlas,a teraz przyszło mi znów chodzić w zimowej kurtce(10C) i spoglądać od rana na pochmurne i deszczowe niebo.

sobota, 11 maja 2013

Gołąb na słodko i kuskus po królewsku, czyli Marrakesz od kuchni


- Sznupek, to co dzisiaj zamawiasz?
- Tajina z oliwkami
- Oj Sznupek, Ty ciągle te tajiny i tajiny
- Bo są najlepsze, więc co mam kombinować?
- Ooo zobacz, tutaj na pierwszym miejscu, może być dobre
- Skąd wiesz?
- No nie wiem, ale pisze "le ałtentik arabik tradisional" ooo to musi być dobre
- No to zamów





- No i co? Smakuje?
- Tego się jeść nie da! Fuj! Ohyda!
- To wiesz co, to juz zamów tego tajina
- Nie chce! Mam niesmak, frytki dojem
- No zamów sobie Kochanie, lubisz przecież




- I co sprawdziłaś w necie co to jest ta Pastilla?
- Sprawdziłam
- I co?
- A nie będziesz zły?
- No mów! Znowu jakiegoś konia zjadłem?
- Nie. Gołębia z cukrem pudrem i cynamonem
- Świetnie! Ty i te twoje doświadczenia podróżniczo-kulinarne



- Sznupek to co zamawiasz dzisiaj?
- Tajina z oliwkami
- Znowu tajina?
- Sznupcia, Ty nawet nie zaczynaj!
- No ale zobacz, jeszcze nie jedliśmy kuskusa i to po królewsku. Musi być dobry!
- Dla mnie tajiny są po królewsku!
- No zamów, proszę! Ja mam zwykłego kuskusa z warzywami.
- No dobra zamówię, ale jak będzie z jakimś pawiem czy słowikiem to nie gadam z tobą do końca wakacji






- Sznupek?
- Hmm?
- Co się nie odzywasz, nie smakuje?
- Hmmn!
- Smakuje?
- I to jeszcze jak smakuje! NIGDY W ŻYCIU nie jadłem nic tak dobrego! Rewelacja!
- Jak to NIGDY W ŻYCIU? To lepsze niż moje gotowanie? Nie gadam z tobą!
- Oj Sznupcia, Sznupcia





Jak się całują w Marrakeszu, czyli wspomnienia z wakacji

No właśnie! W Marrakeszu wszyscy się całują! Wszyscy mężczyźni na przywitanie się ściskają i całują. I
nie jakieś tam cmok cmok , tylko tak siarczyście z przytulaniem,  poklepywaniem i ściskaniem rąk.

      







Nawet raz widziałam jak się policjanci całują, nie wiem czy to taki sposób przekazywania służby, ale na to mi wyglądało. Co więcej! Widziałam jak policjanci zatrzymali samochód na radar, kierowca wysiada, ściska policjanta za dłoń i cmoka w oba policzka. Na pożegnanie już tak policjanta nie całował, pewnie mandat dostał, to i ochota na całowanie przeszła.  

  

Całowanie to było takie moje pierwsze zaskoczenie. Drugim zaskoczeniem były drzewka parasolki. Fikuśnie przycięte drzewka, tak na wysokości  głowy dorosłego człowieka, dające cień i chłód. W ciągu dnia, w największy upał ciężko było znaleźć wolne miejsce pod taką parasolką, czasami miejscowi spędzali tam długie godziny. Drzewka parasolki największe wzięcie mają w okolicach przestanków autobusowych.   















Udało nam się raz schronić pod takie drzewno i zasmakować tego zbawiennego cienia. No i przyznać muszę, że cień jest, trochę mało go i trzeba się cyckami w konar drzewa wciskać, żeby całość sylwetki ocienić, ale jakoś udało nam się wpasować. Dokładnie po trzech minutach uciekaliśmy gdzie pieprz rośnie, bo okazało się, że pod tym samym drzewkiem  cienia szukały dwa pająki, cztery muchy i szesnaście innych robaczków. Zresztą my tu na wakacje przyjechaliśmy, a nie w cieniu stać, więc drzewka zostawiliśmy miejscowym, a sami cieszyliśmy się każdym promykiem słonka.

CDN.....